Będąc copywriterem freelancerem trzeba stale szukać nowych klientów. Bywa, że zgłaszają się sami, ale na to nie należy zbytnio liczyć. Zanim Twoi klienci zaczną polecać Cię kolejnym, i kolejnym trzeba nieźle kombinować, aby znalazł się klient. Dziś opowiem ci o tym skąd wziął się jeden z moich najnowszych zleceniodawców. Sama zdziwiłam się, kiedy otrzymałam maila z zapytaniem ofertowym.
Wszystko zaczęło się na Facebooku…
Facebook to doskonała platforma do szukania klientów, ale również do nauki i wymiany poglądów z innymi osobami zajmującymi się copywritingiem. Sama należę do kilku grup dla copywriterów, co pozwala zdobyć nową wiedzę oraz poznać przyszłych współpracowników albo klientów. W jednej z takich grup pojawił się post w którym znajdował się link do forum. Na forum zaś opublikowany został wpis, który w niewybrednych słowach tłumaczył jak powinien wyglądać opis produktu. W dużej mierze zgadzałam się z nim, aczkolwiek nie do końca, co pokazałam w swoim komentarzu na forum.
Potem było forum…
Pod wpisem na forum rozgorzała żywa dyskusja. Z minuty na minutę rosła lista komentarzy, gdzie klienci i copywriterzy wymieniali się poglądami. Ja też wzięłam udział w tej wymianie zdań. Wśród wielu komentarzy pojawił się i taki, którego autor stwierdził, że „bardzo trudno jest pisać unikalne opisy kilkudziesięciu jednakowych produktów np. sznurków do snopowiązałek, bo co można umieścić w takich tekstach”. Jak na mój gust sznurek do snopowiązałek to akurat bardzo przyjemny temat i można o nim pisać bez końca. Jeden jest miękki w dotyku, inny szorstki, a jeszcze inny kłujący. Sznurki różnią się również kolorem, bo przecież jedne są słomkowe, inne szare, a jeszcze inne brązowe lub kawowe. Oczywiście była to wymiana zdań z przymrużeniem oka.
… i znalazł się klient
Po kilku dniach, kiedy już zapomniałam, że w ogóle dyskusja ta miała miejsce, nagle pojawił się klient, któremu spodobało się moje podejście do opisów produktów, więc postanowił zlecić mi opisy do swojego sklepu. Co, jak co, ale klientów z ostrej dyskusji na forum raczej się nie spodziewałam. Udało nam się jednak dogadać i nawiązaliśmy współpracę. Muszę przyznać, że to jeden z klientów pozyskanych w co najmniej dziwny sposób.
Z tej historii można wyciągnąć jeden wniosek – nigdy nie wiesz, gdzie kryje się Twój klient, więc uważaj, co i jak piszesz.